Na pustyni prostujcie drogę Pańską

 Iz 42,1-9; Rz 15,4-13; Mt 3,1-12

W dzisiejszej ewangelii udajemy się z prorokiem Janem na pustynię, miejsce ekstremalnie trudne do życia, miejsce wyciszenia. I miejsce, które jak wierzyli starożytni mieszkańcy Palestyny jest zamieszkane przez złe duchy. Właśnie tam, gdzie trudno o przeżycie, gdzie człowiek spotyka się namacalnie z własnymi lękami i ograniczeniami, właśnie tam należy całkowicie powierzyć się Bogu. Zaufać mu bezgranicznie. Tak było z narodem Izraelskim, który uczył się wiary, ufania Bogu przez doświadczenie wędrówki po pustyni. Trwało to 40 lat. 40 lat trudnych doświadczeń, które wypalały ich zło, słabości, stare grzeszne przyzwyczajenie, ale i pokazywały jaki jest Wielki i Dobry jest Bóg. Po tym okresie Izraelici mogli wejść do Ziemi Obiecanej. I co więcej dopiero po tym czasie próby, kształtowania swojego charakteru, wzmacniania własnej wiary mogli realizować swoją misję wśród innych narodów. Dopiero wtedy mogli być solą i światłem dla świata. Do tego wzywa także i nas prorok Jan: „Na pustyni prostujcie drogę Pańską”. Popatrzcie, juz na początku lektury tekstu ewangelii tak wielkie wyzwanie. Udaj się na swoją pustynię, miejsce, które jest dla Ciebie wyzwaniem, którego się boisz i tam ucz się wiary, zaufania Bogu. Jak może wyglądać Twoja pustynia? Może jest nią trudna sytuacja życiowa w jakiej się znalazłeś? Może jest nią grzech, który głaszczesz, przytulasz do swojego życia, bo nie możesz się z nim rozstać? Poszukaj w swoim życiu, tego pustynnego miejsca. A dlaczego jest to ważne. Ponieważ tam kształtujesz swój chrześcijański charakter. Tam dochodzi cię głos proroka, który wzywa każdego z nas: Przygotowujcie drogę Pańską, prostujcie Jego ścieżki… A mówiąc najprościej nawróćcie się, Pan jest blisko, już nadchodzi!!

Aby zrozumieć głębiej słowa Proroka Jana, odpowiedzmy sobie na pytanie kim był i co głosił? Prorok Izajasz zapowiadał, że przed przyjściem Syna Bożego zabrzmi głos anioła, Wielkiego Poprzednika: “Przygotujcie drogę Pana, wyrównajcie Jego ścieżki.” Kilka wieków później Zachariasz, ojciec Jana usłyszał od anioła o swoim synu: “wielki on będzie przed Panem. Wielu synów Izraela nawróci do Pana, ich Boga.[…] aby przysposobić Panu lud w pełni gotowy.” Około trzydzieści lat później proroctwo i zapowiedź wypełniły się. Jan opuścił dom i zamieszkał nad Jordanem. Tam Jan głosi, że nadchodzi Jezus Chrystus, który będzie chrzcił Duchem Świętym i co więcej, który osądzi ludzkość.

Dla pogrążonych w mroku niepewności, grzechu i zniewolenia przez Rzymian Judejczyków to wielka wieść. To Ewangelia. Dobra Nowina brzemienna w wielkie oczekiwania, które sprowadzają się właściwe do jednego zdania: przychodzi Bóg, a z Nim nowe lepsze czasy. Bóg posyła do ludzi swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Posyła Go, aby był światłem od Boga, Bożym objawieniem, i aby dotychczasowy lud Boga, lud izraelski przyjął Go jak swojego Pana i Króla. Wyrazem tego ma być chrzest w Jordanie. Tłumy pełne nadziei i pragnące zmiany w swym życiu przychodzą do Jana. Możemy spytać, czego chcą od niego, jak rozumieją jego naukę?

Ówcześni Judejczycy przez nauczanie Jana zrozumieli, że muszą zmienić sposób myślenia, muszą się nawrócić. Czyli odwrócić od zła, grzechów do Boga. Od obojętności wobec Boga do umiłowania Go, od braku zaufania do zaufania Bogu, od nieposłuszeństwa do posłuszeństwa Bogu. Zwróćmy uwagę, że mamy tu do czynienia nie tylko z kierunkiem „od”, ale i „do”. Odwrócenie się bowiem od swoich grzechów nie jest możliwe, jeśli się zarazem nie zwróci ku Bogu; w przeciwnym razie odwrócimy się od jednych grzechów tylko po to, by zwrócić się ku drugim! Nawrócenie jest naszym zadaniem, każdy z nas musi tego dokonać indywidualnie. Lecz, aby to się stało musimy zostać dotknięci Bożą Łaską. Jak uczy nas Prorok Jeremiasz „Nawróć nas Panie a do Ciebie wrócimy” (Lm 5,21)

Przychodzący do Jana Chrzciciela słyszeli, że muszą na nowo pozwolić Bogu na kierowanie ich życiem przez słowo Boże. Wtedy zobaczą za górami i krętymi ścieżkami życia, swoje jedyne zbawienie, ocalenie, ratunek – Jezusa Chrystusa. Przychodzą więc do Jana nawet z odległych miejscowości, bo się spodziewają, że znajdą odpowiedzi na nurtujące ich pytania na temat Boga, zostaną zachęceni i zmotywowani do dokonania zmian w życiu.

W tym wszystkim musimy jednak pamiętać, że Jan głosi nawrócenie bo nadchodzi Bóg, Jezus Chrystus. Jan chrzci, bo lud izraelski musi być przygotowany na spotkanie z Jezusem Chrystusem. Ewangelia mówi o roli Jana, jako tym który poprzedza Jezusa. Jan mówi: Idzie za mną mocniejszy niż ja, któremu nie jestem godzien, schyliwszy się rozwiązać rzemyków u Jego sandałów. I On, ten Jezus w przeciwieństwie do Jana będzie chrzcił Duchem Św. A Duch Św. przenika człowieka dogłębnie, zmienia serce. Nie jest jak woda Jordanu, która obmywa tylko zewnętrzny brud grzechu. Tej wody trzeba ciągle używać. Nawrócenie musi iść głębiej, aż do serca – bo w nim jest źródło naszych czynów.

Ale, jak czytamy w Ewangelii do Jana przychodzą, nie tylko ci, którzy pragną się nawrócić do Boga, ale także ci, którzy nawracają się powierzchownie. Są to saduceusze i faryzeusza ówczesne autorytety religijne i społeczne. Do nich Jan kieruje ostre słowa: Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem Boga na wasz grzech i zło. Wydawajcie dobre owoce, bo siekiera jest już przyłożona do waszych korzeni. Zostaniecie ścięci niczym drzewo, jeżeli nie będziecie wydawać dobrych owoców. Nie pomoże wam to, że należycie do Narodu Wybranego. Nawrócenie musi odzwierciedlać się w czynach. Widać więc, że nawrócenie, jest sprawą indywidualną. Zbawienie i wiara nie są sprawą dziedziczenia, czy formalnej przynależności. Nie wystarczy urodzić się w chrześcijańskiej rodzinie, zostać ochrzczonym a później konfirmowanym. Ba, nie wystarczy nawet chodzić do Kościoła, bo chodzenie do Kościoła nie czyni nas chrześcijan, tak jak i chodzenie do garażu nie czyni z nas samochodów. Wiara wyrasta z korzeni, które tkwią w modlitwie i poście, w czytaniu Pisma Św., regularnym uczestnictwie w Komunii Św. i aktywnym tworzenia z innymi Wspólnoty Kościoła. Gdy tak zakorzenimy się Bogu, to wtedy będzie, to widoczne w naszym życiu. Wtedy będziemy wydawać prawdziwe owoce nawrócenia. Będziemy po prostu autentyczni. Z wiarą jest tak, że jest ona procesem. Nasze życie jest jak droga, którą prostujemy, tak by prowadziła do Boga.

W tym procesie prostowania naszych pokrzywionych życiowych ścieżek pomaga nam Pismo Św. Wszak Apostoł Paweł, którego dziś słyszeliśmy kieruje do nas słowa: To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało i dla naszego pouczenia. Uważna i przesycona modlitwą lektura Pismo Św. uczy nas czegoś ważnego. Otóż wiara buduje się na paradoksach, napięciach. Skąd tak myśl? Zobaczcie jaki kontrast malują przed nami dzisiejsze teksty Pisma Św. Z jednej strony u proroka Izajasza, czytamy o Chrystusie, że „Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku (…)Nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi”. Jezus Chrystus jest więc Bogiem, który jest cierpliwym, miłosiernym i wyrozumiałym. Który przechadza się pomiędzy nami, tak aby nadłamanego życia, nie złamać. Który przechadza się pomiędzy ledwie tlącymi się w nas płomieniami świętości, tak aby ich nie zgasić. Jezus, jak uczy prorok Izajasz jest Bogiem o delikatnych rękach, Tym który w nas wierzy, widzi w nas dobro, które chce w je nas rozbudzić. Po drugiej stronie mamy tekst z dzisiejszej Ewangelii, gdzie jak pamiętacie prorok Jan, mówi o Jezusie Chrystusie, który przynosi sąd: „Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot, pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Co zrobić z tak różnym przesłaniami?

Otóż należy je trzymać razem obok siebie. Traktować jako inspirację i Bożą prawdę, która budzi w nas niepokój. Która nie pozwala rozsiąść się nam wygodnie w naszych przekonaniach o Bogu i życiu z Nim. Bóg objawia się nam w taki paradoksalny sposób, ponieważ chce budzić nas do myślenia. Widać to już w tradycji żydowskiej. Słynni nauczyciele Tory, rabini Szamaj i Hilej tak uczyli. Każdy z nich mówił: To czego was uczę jest prawdą, ale idźcie, posłuchajcie też tego drugiego, który sprawy Bożej pokazuje z innej strony. Podobne podejście widać w pewnej opowieści z życia chasydzkiego Rabina. Gdy Rabin siedział w domu z swoim uczniem, przyszła do niego kobieta i skarży się na swojego męża: jaki jest nie odpowiedzialny, leniwy i etc. Rabin ją słuchał, mówić: Masz rację, rozumiem Cię! Po tym jak wyszła owo kobieta przyszedł jej mąż. On również jak jego żona żalił się Rabinowi na swą żonę, że jest zrzędliwa, zimna, wiecznie nie zadowolona i etc. Rabin i jego wysłuchał i na koniec odprawił z słowami: Rozumiem Cię, masz rację! Po tym wszystkim, zdumiony całą sytuacją uczeń, pyta Rabina: Nauczycielu jak to jest: I żonie mówisz, że racja jest po jej stronie i tak samo mówisz jej mężowi… A przecież nie może tak być, prawda może być tylko po jednej stronie. Rabin odpowiedział na to: Ty też masz rację! Prawda ma to do siebie, że potrzebuje oglądu z wielu stron, aby można ją było poznawać i zgłębiać. W tym sensie można powiedzieć, że Boża prawda nie jest więc czymś statycznym, on się staje, dzieje. Bo kto z bohaterów opowieści o Rabinie miał rację? Każdy po trochu. Bóg w ten sposób chce nas uczyć.

Dla pogłębiania naszej wiary potrzebujemy napięcia, niepewności, naszych życiowych trudności. Tylko wtedy nasza wiara jest w ruchu. Zobaczcie, czyż nie tym są pustynie, o którym mówiłem na początku. Są to wszak miejsca, które pokazują nam ograniczenia naszej wiary. Na swojej pustyni, możesz na nowo uczyć się Boga, zobaczyć jaki jest, gdy jesteś w sytuacji trudu, zagubienia, cierpienia czy lekceważenia swoich grzechów. Bóg zaprasza nas, zaprasza Ciebie abyś poszedł na swoją pustynię, by prostować to, co jest w Tobie pokrzywionego. Pamiętajcie Bóg nasz jest Bogiem, który trzciny nadłamanej nie dołamie, i gasnącego knota nie do gasi. I pamiętajcie, że Bóg wzywa nas do odwrócenia się od grzechu, bo inaczej doświadczymy Bożego gniewu.

Amen