Jestem ewangelikiem wyznania metodystycznego

Gdy zastanawiam się nad moją tożsamością religijną, to najlepiej według mnie charakteryzuje ją sformułowanie: „jestem ewangelikiem wyznania metodystycznego”. Kolejność słów nie jest tu bez przyczyny. Można powiedzieć, że w pierwszej kolejności moją tożsamość religijną określa teologia wyrosła z wydarzenia Reformacji, czyli ewangelicyzm. Ewangelicyzm, który oznacza zakorzenienie chrześcijańskiej wiary w Piśmie Świętym, a zwłaszcza w Ewangelii. To zakorzenienie wyraża się w pobożności i refleksji teologicznej, budowanej na reformacyjnych pryncypiach: Sola Scriptura – Jedynie Pismo, Solus Christus – Jedynie Chrystus, Sola Fide – Jedynie Wiara  i Sola Gratia – Jedynie Łaska.

Ewangelicyzm stanowi więc główny horyzont, na którym opisuję Boga i człowieka. Jednak tym, co dopełnia obraz mojej tożsamości, jest tak naprawdę krajobraz umieszczony pod tym „ewangelickim niebem”. A ten krajobraz, czyli przestrzenie mojej wiary z jej praktyką i sposobem myślenia o Bogu, kształtuje teologia metodystyczna. Twórcą tego „ruchu myśli i serca” był anglikański duchowny, ks. Jan Wesley. Co ciekawe – Wesley nie tworzył żadnych nowych doktryn, ale – bazując na uznanych przez protestantyzm prawdach wiary – ponownie upowszechnił, szczególnie wśród prostego ludu, znaczenie takich pojęć teologicznych jak: grzech, łaska, usprawiedliwienie, pewność zbawienia, uświęcenie. Jeżeli spojrzymy na wymienione pojęcia przez pryzmat Ewangelii, to zauważymy, że u ich podstaw leży przeświadczenie o Bogu działającym wobec człowieka nie na podstawie jego zasług, ale z miłości wobec niego, z łaski –Bóg bowiem nas pierwszy ukochał (łaska uprzedzająca, por. Rz 5,8; Rz 5,10; 1 J 4,19). Dla mnie, metodysty, właśnie temat Bożej łaski jest swoistym kompasem w teologicznych poszukiwaniach, w racjonalnym zgłębianiu i praktycznym wyrażaniu wiary chrześcijańskiej. W jaki sposób się to manifestuje? Najogólniej mówiąc w chrześcijańskim życiu, w którym obok teologicznej refleksji kładę również nacisk na racje serca, odsłaniające się w doświadczeniach pewności zbawienia, bliskości Boga w moim życiu (łaska usprawiedliwiająca) i wspólnego wędrowania z Nim i dla Niego, czyli uświęcania się (łaska uświęcająca). Swoją więź z Bogiem pogłębiam i umacniam, korzystając z ustanowionych przez Niego środków łaski, jakimi są:  modlitwa, zarówno indywidualna jak i w społeczności z innymi; studiowanie Pisma Świętego, tzn. czytanie go i słuchanie oraz medytacja nad nim; przyjmowanie sakramentu Wieczerzy Pańskiej oraz post i „braterskie rozmowy” (czyli rozmawianie o wierze i jej praktyce z innymi chrześcijanami).

Na koniec wspomnę o jeszcze jednym ważnym aspekcie mojej ewangelicko‑metodystycznej tożsamości. Otóż moje bycie metodystą zawiera w sobie swoisty „imperatyw ekumeniczny”. Dlaczego? Ponieważ metodyzm, który wyrasta z anglikańskiej wersji protestantyzmu, w swojej teologii i duchowości jest pomostem łączącym ze sobą nie tylko myśl Wschodu i Zachodu, lecz także chrześcijaństwo ewangeliczne, pełne patosu rozgrzania serca i darmowości zbawienia, z chrześcijaństwem prawosławnym, kładącym nacisk na theosis, przebóstwienie człowieka. Konsekwentne podążanie metodystycznymi torami wymaga więc od mnie nie tylko szukania tego, co łączy mnie z chrześcijanami innych wyznań, ale również uczenia się od innych – aby tam, gdzie moja tradycja teologiczna i moje doświadczenia życia z Bogiem okazują się pod jakimś względem uboższe, dopełniać je zapisanym w teologii i duchowości świadectwem wiary innych chrześcijan.

Autor Ks. Dariusz Zuber

Artykuł opublikowano w kwartalniku społeczno-kulturlanym „Słowo i Myśl” 1/2012, nr 116, s. 18.