Spotkanie Jezusa z Kananejką (Mt 15,21-28) – opowieść o Bogu, który oddala się od nas po to, abyśmy mogli być bliżej Niego

prayJezus Chrystus w Ewangelii wzywa swoich uczniów z miejsc bliskich i dalekich. Można powiedzieć, że przestrzeń geograficzna, a co za tym idzie – odległość kulturowa od palestyńskiego judaizmu,  nie stanowiła dla Niego żadnego problemu. Widać to już w pierwszych dniach Jego życia. Na miejsce Jego narodzin przychodzą pobliscy pasterze, a zaraz później magowie z odległego geograficznie i kulturowo Wschodu[1]. Taka różnorodność pochodzenia społecznego i poglądów była widoczna również wśród najbliższych uczniów Jezusa,  którzy rekrutowali się z prostych rybaków znad jeziora galilejskiego, ale także jest wśród nich celnik Mateusz[2], czy prawdopodobnie sympatyzujący z zelotami Judasz[3]. Na koniec warto jeszcze wspomnieć pochodzącą z dworu Heroda Joannę i inne bogate kobiety, które wspierały służbę Jezusa i były jego uczennicami[4]. Wszyscy ci ludzie musieli przemierzyć jakąś drogę by przyjść do Jezusa. Jednak kluczowa w Ewangelii jest, tak naprawdę, nie tyle odległość geograficzno-kulturowa od Jezusa, ale ta odległość wewnętrzna, duchowa. Bo można być blisko fizycznie (tzw. nominalni chrześcijanie) Boga, ale daleko duchowo od Niego. Tak jak oponenci Jezusa w Ewangelii, czy nawet niektórzy z Jego uczniów, którzy słuchali Jezusa, rozmawiali z Nim, chodzili z Nim, ale nie naśladowali Go w swoim życiu. Podobnie może być i z nami. Możemy regularnie chodzić na nabożeństwa i czytać Biblię, uczęszczać na grupy domowe, ale tak naprawdę gdy Jezus nie będzie naszą codziennością, to właściwie jesteśmy daleko od Niego.

Można więc być dalekim duchowo od Boga. Pomińmy jednak oczywistą odległość, którą określa niewiedza, czy grzech, wrogość wobec Boga. Spróbujmy bardziej zastanowić się nad tą odległością, jaką tworzą życiowe przeszkody i wyzwania, które trzeba pokonać aby dojść do Boga.

Ewangelia w opowieści o spotkaniu Jezusa z kobietą kananejską odsłania właśnie przed nami taką sytuację. W Ewangelii czytamy o przychodzącej do Jezusa kobiecie, która musi pokonać takie wewnętrzne odległości, które wypełniają: ciężka sytuacja jej córki (prawdopodobnie była to jakaś choroba, wynikająca z opętania jej przez złego ducha), a dodatkowo jej  pogańskie pochodzenie.

Czytaj dalej

„Chcę dzisiaj zatrzymać się w twoim domu” – Łk 19,5

Luther95thesesPs 46 ST Hab 1:1-5.11-12   NT 2 Tes 1,1-5.11-12  Ewangelia Łk 19,1-10

Bohaterem dzisiejszej Ewangelii jest Zacheusz – bogaty Żyd, który zbił majątek pełniąc funkcję zwierzchnika celników w dość zamożnym ówcześnie (więc i za pewnie drogim) Jerychu. Aby zdobyć swój majątek i dalej go pomnażać musiał wpierw kupić od Rzymian prawo do zbierania różnego rodzaju podatków, narzuconych przez okupanta. Tą decyzją Zacheusz postawił się w gronie zdrajców narodu, którzy współpracowali z okupantem Palestyny. Został więc rzymskim celnikiem. A w dalszej kolejności  dzięki znakomitym wynikom w pracy, czyli  wysokiej ściągalność podatków został awansowanym, jak powiedzielibyśmy to dzisiejszym językiem, na „menagera rzymskiego urzędu podatkowego”. W tym momencie swojego życia Zacheusz był naprawdę bogaty. Jednak jego bogactwo nie przysparzało mu życzliwości rodaków. Jak wiemy, celnicy w czasach Jezusa byli uważani za zdrajców narodu, ponieważ kolaborowali  z okupantem. Byli cały czas podejrzanymi o nieuczciwość, zdradę, nadużycia, kłamstwo i kradzież, ponieważ często pobierali większe podatki niż wymagali tego Rzymianie. Dzięki temu szybko się bogacili. I z pewnością podobnie postępował Zacheusz.

Przy głębszym wejrzeniu w tekst Ewangelii możemy powiedzieć, że w życiu Zacheusza było coś, co bardzo go bolało. Otóż ten wysoko postawiony społecznie człowiek – paradoksalnie – był niskiego wzrostu (na ówczesne standardy oznaczało to być niższym niż 1,5m).

Czytaj dalej